17 stycznia 2012

Nędznicy Wiktor Hugo, czyli Francja XIX wieczna

Z góry uprzedzam, jestem w Wiktorze H. zakochana, więc moja opinia może nie być opinią obiektywną. Powieść Wiktora Hugo opublikowana w 1862 r. powstawała na wygnaniu w przeciągu niemal dwudziestu lat. Nic w tym dziwnego, zważywszy na jej objętość, jest naprawdę imponująca. Całość liczy sobie ok. 1700 stron.
Jest to połączenie wielu wątków, wielu gatunków literackich, wielu dygresji. Jest to kilka książek w jednej. Gdybym miała wybrać tylko kilka książek na bezludną wyspę, to na pewno nie zabrakłoby wśród nich prozy Hugo (a jeśli dodałabym do tego płytki z musicalami, to mogłabym rzec …trwaj chwilo, trwaj…).
Niedzielnego popołudnia przeczytałam ostatnie 550 stron powieści. Od chwili kiedy zaczęłam czytać do chwili, kiedy skończyłam nie oderwałam się od lektury nawet na chwilę. Była ona tak pasjonująca, że zapomniałam o całym świecie.
Co mnie urzekło w lekturze? Wszystko. Prosty język, dogłębna znajomość wielu bardzo różnorodnych zagadnień, połączenie powieści historycznej, obyczajowej, dramatu, kryminału oraz powieści o miłości.
„Nędznicy”, podobnie jak i „Katedra Najświętszej Marii Panny” posiadają sporo odniesień zarówno do genezy wydarzeń historycznych, jak i do przyczyn problemów społecznych niszczących (tutaj) XIX wieczną Francję. Odniesień, które osadzają akcję w miejscu i czasie, które pozwalają łatwiej zrozumieć pewne zachowania, czy zjawiska. Odniesień, bez których pewne zjawiska czy zachowania mogłyby wydawać się anachroniczne i niezrozumiałe.
Jeśli ktoś w książkach szuka jedynie fabuły, to powinien zrezygnować z lektury „Nędzników”. To zdecydowanie książka dla tych, którzy kochają czytać. Opisy wojen napoleońskich, powstań i rozruchów, a także opisy życia: w klasztorze czy w więzieniu (Hugo doszukuje się pewnych analogi obu rodzajów odosobnienia), życia duchowieństwa, czy życia na ulicy, topografii Paryża oraz systemu kanałów, mogą być momentami nieco nużące, ale naprawdę warto się z nimi zapoznać, aby wejść w klimat epoki. Jednym z bohaterów powieści jest były galernik Jan Valjean próbujący żyć normalnie i uczciwie. Nie jest to proste. Zaopatrzony w żółty paszport jest niczym trędowaty, od którego odwracają się niemal wszyscy; nawet ci, którzy są na bakier z prawem. Były galernik w XIX wiecznej Francji to gorzej niż złodziej, nędzarz, czy prostytutka. Żółty paszport oznacza dożywotnie wykluczenie poza nawias społeczeństwa. A kiedy do tego były galernik (skazany za kradzież bochenka chleba) zdesperowany brakiem możliwości otrzymania w uczciwy sposób noclegu i pożywienia popełnia kolejne przestępstwo (kradzież monety) zamyka sobie drogę powrotu na łono społeczeństwa na zawsze. Ma on dwa wyjścia; albo przystąpić do jednej z grup przestępczych albo ukrywać się, uciekać, zacierać ślady, czyli żyć, jak zaszczute zwierzę.
Innym bohaterem jest bezwzględny stróż prawa, inspektor policji Javert. Urodzony, jako syn ludzi spoza nawiasu społeczeństwa, odnajduje swoje miejsce na ziemi poprzez pracę w policji. Życie w zgodzie z zasadami, ślepe posłuszeństwo przepisom i przełożonym prowadzą do tragedii, kiedy Javert odkrywa, że to co zgodne z prawem ludzkim nie koniecznie musi być zgodne z prawem boskim, że żyjąc w zgodzie z przepisami, można być bardziej nieuczciwym, niż żyjąc w niezgodzie z prawem.
Wśród bohaterów znajdują się także cierpiące nędzę kobiety. Te, żyjące w skrajnej nędzy kobiety, stanowią jeszcze bardziej pożałowania godny widok niż znajdujący się w analogicznym położeniu mężczyźni. Fantine - naiwnie zakochana dziewczyna, która dla utrzymania córki zmuszona jest sprzedawać się po kawałku (włosy, zęby, ciało). Eponine - córka złodziejskiej pary, której przyszłość została już przesądzona, a której tragedii dopełnia nieszczęśliwe zakochanie (choć z drugiej strony jest to jedyne pięknie uczucie i jedyny powód do szczęścia dla biednej dziewczyny).
Poniżej portret Cosette z pierwszego wydania książki.
Bohaterami lektury są także dzieci; mała Kozeta, dziecko, wykorzystywane, jako służąca i popychadło, Gavroche, dziecko ulicy, mały złodziejaszek o niezwykłej uczciwości oraz cała plejada małych głodnych, łachmaniarzy. Mnie chyba jednak, z powodów rodzinnych najbardziej w pamięci pozostanie dwójka braci (pięcio i siedmioletni), którzy z dnia na dzień trafiają na ulicę i od tej chwili tułają się w poszukiwania kawałka chleba i miejsca do spania.
Minęły niecałe dwa stulecia, a taka nędza, jak opisana w powieściach Hugo czy Dickensa wydaje się aż niewyobrażalna. I niewyobrażalne jest to, że była ona czymś tak powszechnym, że nie budziła ona powszechnego sprzeciwu.
Nędznicy, nie byliby nędznikami, gdyby nie znaleźli by się wśród nich tacy ludzie, jak młodzi, gniewni studenci z grupy Abecadła (Enjolras wraz ze swoimi kolegami). Jedyni, którzy w roku 1832 dostrzegali konieczność podjęcia działań przeciwko istniejącemu status quo.
Inną kwestią jest pytanie o sens takiego działania, jakie wybrali studenci. Ich mogłaby się wydawać bezsensowna, dwudniowa walka na barykadach nam Polakom kojarzyć się będzie z powstaniem warszawskim (podobnie jak kanały, z których korzysta Jan Valjean dla opuszczenia placu boju kojarzyć się będą z kanałami warszawskimi). Pojawiają się odwieczne pytania o cenę godności i honoru. Pytania, na które każdy musi sam znaleźć odpowiedź.
Jest coś jeszcze, co zrobiło na mnie duże wrażenie. Wykład rewolucjonisty (z czasów Wielkiej Rewolucji Francuskiej), jakiego udzielił pewnemu biskupowi, dobrodusznemu człowiekowi i praworządnemu rojaliście na temat przyczyn i konieczności rewolucji. Gdyby podręczniki historii w ten sposób opisywały genezę rewolucji mielibyśmy o wiele mniej kłopotów ze zrozumieniem tego epokowego zjawiska.
Nie można też nie wspomnieć o pięknym sposobie opisywania uczuć przez Hugo. Miłość jest opisywana w sposób tak subtelny i delikatny, że wydaje się być zjawiskiem tak kruchym, że byle letni zefirek może ją zniszczyć, a jednocześnie tak mocnym, że przetrzyma nawet natarcie armat wroga.
"Kiedy dwie dusze, które poszukiwały się w tłumie, może od bardzo dawna, odnajdą się nareszcie; kiedy spostrzegą, że pasują do siebie, czują do siebie sympatię i uzupełniają się, mówiąc krótko: są do siebie podobne, wtedy zawiązuje się między nimi wspólnota, gorąca i czysta tak, jak oni sami; jedność, która ma początek na ziemi, a kontynuację w wieczności. Ta jedność to miłość, prawdziwa miłość, taka jaką potrafi pojąć w istocie niewielu ludzi; ta miłość, która jest "religią", która ubóstwia ukochaną osobę, które życie rodzi się z nabożeństwa i namiętności, i dla której największe ofiary są najsłodszą rozkoszą".

Moja całkiem subiektywna ocena 6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz