31 sierpnia 2011

III temat - Laureaci Nagrody Goncourt

Witam serdecznie!
Wakacje dobiegają już końca, chociaż pogoda jest iście urlopowa. Na uprzyjemnienie tych ostatnich chwil, zaprezentuję Wam dzisiaj trzeci temat naszej literackiej przygody.

Przez ostatnie trzy miesiące doszły nam 2 recenzje z tematu Miłość po francusku, co daje nam aż ponad 60 recenzji z tej kategorii. Niestety jest tylko 6 z Z wielką historią w tle. Trzeba się wziąć w garść i nieco wyrównać tę różnicę!
Cały czas dochodzą jednak nowe osoby, które chciałabym oficjalnie przywitać w naszym gronie i zachęcić do częstszego pisania.

Od dzisiaj nasza pula tematów rozszerza się o Laureatów Nagrody GoncourtNagroda Goncourt to francuska nagroda literacka dla najlepszego w danym roku utworu prozaicznego. Jej nazwa wywodzi się od nazwiska pisarza Edmonda de Goncourt, który ufundował ją w 1896 roku w swoim testamencie.
W końcu się zmobilizowałam i uporządkowałam całą listę laureatów. Niestety jest wiele pozycji nieprzetłumaczonych na język polski... Stwierdziłam jednak, że ten temat musi się u nas znaleźć. Całość zajęła trzy wordowskie strony, także oszczędziłam stronę główną bloga i lista książek do przeczytania została wysłana do wszystkich uczestników wyzwania na maila, razem z tłumaczeniem na język polski, listą wydawnictw oraz odnośnikami do ich tanich wersji na Allegro. ;)


Zapraszam więc do odświeżania swoich książkowych zbiorów, a także do odwiedzania bibliotek, bowiem czeka nas dużo klasyki. Mam jednak nadzieję, że każdy w tym temacie się jakoś odnajdzie i coś z niego wyniesie.
Przypominam, że dalej można publikować recenzje z wcześniejszych tematów.
Jestem otwarta na wszelkie propozycje, a także chętnie odpowiem na pytania, które można kierować albo na e-maila, albo poprzez komentarze.

Chciałabym także zapowiedzieć konkurs dla uczestników wyzwania, który w przeciągu miesiąca pojawi się na stronie ;)

Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia!


P.S. Zapomniałam! - Znajdą się jacyś chętni na wymianę ? ;>

29 sierpnia 2011

Król z żelaza - Maurice Druon

Nie wiem, jak to się stało, ale o cyklu "Królowie przeklęci" usłyszałam dopiero kilka lat temu. Dziwi mnie to bardzo, bo od zawsze lubiłam czytać o dawnych czasach. Ucieszyło mnie więc wznowienie - pomyślałam sobie, że spróbuję, zobaczę. Kupiłam na początek dwa tomy (ha! teraz po przeczytaniu kolejne już do mnie jadą :) ).

Jak zaczęłam czytać "Króla z żelaza", tak "wsiąkłam", weszłam całkowicie w tamten świat. Ja chyba jednak jako gatunek najbardziej lubię książki historyczne! Uwielbiam te intrygi, te opsiy dawnego życia (im bardziej szczegółowe, tym lepiej), to, że tak naprawdę niewiele się zmieniło w ludzkiej mentalności.

Maurice Druon stworzył porywającą historię, uzupełniając suche notki kronikarskie. Skąd tytuł całej serii? W 1314 roku wielki mistrz zakonu templariuszy umiera płonąc na stosie. W ostatnich słowach przeklina tych, którzy do tego doprowadzili - papieża Klemensa, rycerza Wilhelma (który był głównym "przesłuchującym") i króla Francji Filipa Pięknego. Klątwa ma sięgać trzynastego pokolenia.

W pierwszym tomie widzimy końcówkę procesu templariuszy. Król Filip, zwany królem z żelaza, był władcą absolutnym, potrafił zdusić wszelkie próby buntu, nie wahał się nawet ukorzyć papieża, wszystko w królestwie działo się z jego rozkazu. Niestety, aby zapełnić skarbiec, dopuszczał się wszystkich sposobów - łupił i palił na stosach Żydów, fałszował pieniądze, nałożył wysokie podatki. Tylko templariusze, niezwykle bogaty zakon, byli od niego niezależni. Wydał więc im wojnę - wojnę "podchodową" - doprowadził do wielkiego procesu oskarżając ich między innymi o kontakty z diabłem. Wszelkie chwyty, aby zmusić rycerzy do przyznania się były dozwolone. Przyznam, że niektóre sceny tortur powodowały nieprzyjemne dreszcze.

Oprócz wątku głównego, mamy tu także intrygę poboczną - działania Roberta d'Artois, który chce odzyskać majątek utracony na rzecz ciotki - teściowej dwóch synów króla Filipa. W wyniku jego knowań, trzy młode kobiety - synowe królewskie, zostają skazane na dożywotnie więzienie. Czy jednak niesłusznie? Czy to, że stało się to w wyniku "prowokacji" usprawiedliwia je w jakiś sposób? Czy wreszcie Mahaut d'Artois dowie się, kto stoi za jej nieszczęściem?

I jest jeszcze jeden wątek, pozornie niezwiązany. To historia młodego Guccia Baglioniego, sieneńskiego bankiera z kompanii Tolomei. Przypadkowo staje się on kurierem, który dostarcza do Anglii do królowej Izabeli (córki Filipa Pięknego) korespondencję od Roberta d'Artois. Korespondencję, która wywoła potem wiele tragicznych wydarzeń. On też w drodze powrotnej przy próbie odzyskania zaległego długu poznaje młodziutką Marię de Cressay, co również będzie miało w przyszłości dość znamienne skutki.

Ale, przy okazji Guccia, mamy też niesamowity "smaczek" literacki. W czasie jednej z jego podróży za towarzysza ma Chellino da Boccacccio, bankiera z kompanii Bardich, który opowiada mu o swojej, skrywanej tajemnicą francuskiej kochance, z którą ma syna Giovanniego. Jak wiemy, Giovanni będąc już dorosłym, stał się wybitnym pisarzem, autorem słynnego "Dekameronu".

Jeśli ktoś jeszcze nie zna "Królów przeklętych", a do tego lubi przenieść się w czasie - polecam gorąco!

Ta recenzja wpisuje się w II etap (opublikowałam ją wczoraj, tylko zapomniałam jeszcze tutaj), a ja nie mogę się doczekać tematu kolejnego etapu :)
Dodaj obraz

24 sierpnia 2011

Niedziela nad Sekwaną - Susan Vreeland

 Niedziela nad Sekwaną - Susan Vreeland

       Niedziela nad Sekwaną była moim pierwszym spotkaniem z Susan Vreeland. Autorka miała tym trudniejsze zadanie, iż pisała o malarzu (Renoir), który był jednym z najwybitniejszych twórców impresjonistycznych obrazów. Musiała ściśle trzymać się faktów, lecz książka nie mogła być nużąca, co w tym przypadku doskonale się udało. Nie jest to powieść, w której możemy oczekiwać przygody; przeciwnie, akcja toczy się spokojnym rytmem, ale słowa są tak wyselekcjonowane i tak doskonale oddają ówczesny świat, iż mamy wrażenie, jakbyśmy byli przy tworzeniu wielkiego dzieła artysty, jakim niewątpliwie jest Śniadanie wioślarzy. To właśnie o etapach powstawania tego obrazu możemy przeczytać w dziele S. Vreeland. Jeżeli jednak jesteś wielbicielem wartkiej akcji, ta książka może nie przypaść ci do gustu. Nie należy jej jednak odrzucać, bowiem ma ogromną wartość literacką.
       Ów powieść jest pięknym opisem rozterek Reinor'a, a także grupy jego przyjaciół przedstawionych później na obrazie. Właśnie opisy, w jaki sposób tworzył artysta zasługują na uwagę. Autorka ma ogromne poważanie dla sztuki i pokazuje to w każdym słowie. Zdawać by się mogło, że to właśnie tą książką oddaje malarzowi hołd za jego dokonania. Podczas wertowania stronic miałam wrażenie, iż pisarka ma szersze pojęcie o malarstwie - było to widoczne w wyżej wspomnianych momentach. Niemal czułam, iż mogę dotknąć obrazu artysty. Poruszał najcieńszą strunę w duszy, ofiarowując nam niezapomniane chwile nad Sekwaną. (...)
         Zdawać by się mogło, że zakończenie będzie wiadome i tak było, do pewnego momentu. W ostatnim rozdziale mamy opis późniejszego życia modeli znad Sekwany. To pomaga nam dostrzec, że nieważne jak zbieżne były ich drogi, zawsze stykają się w tym samym miejscu - na tarasie podczas pamiętnych niedziel, w których Renoir tworzył dzieło. Mimo że ludzie ci zmienili się horrendalnie, nadal łączyły ich wspomnienia.
         Niedzielę nad Sekwaną polecam każdemu, niezależnie od wieku czy zainteresowań. Niechybnie po przeczytaniu ta powieść pozostanie w waszej pamięci nie tylko jako cień mile spędzonego czasu. Czytając ją, mogłam zastanowić się nad sprawami, do których zwykle nie przywiązuje się zbyt wiele wagi. Ale być może warto czasem przystanąć i popatrzeć na opadające płatki chryzantemy? Właśnie to zrozumiałam po lekturze ów powieści; należy przywiązywać wagę do chwil ulotnych i jak najdłużej zachować je w pamięci, zupełnie jak to potrafili impresjoniści. Oddawali pociągnięciami pędzla piękno, pozostawiając moment zadumy w zawieszeniu.

Dalsza część recenzji tutaj.