31 stycznia 2012

"Obietnica poranka" - Romain Gary

Romain Gary
„Miłość macierzyńska to obietnica, którą życie daje u progu i której nie dotrzymuje nigdy. I z tym niedosytem pozostać trzeba do końca życia. (...) O pierwszym przebłysku świtu przeprowadziło się gruntowne studia nad miłością i dokumentację nosi się ze sobą. Wszędzie, dokąd pójdziemy, nosimy w sobie truciznę porównań i czas mija na oczekiwaniu tego, co już kiedyś otrzymaliśmy.”[s.42-43]


W młodości




Trzy miasta: Wilno, Warszawa i Nicea, dwa kraje: Polska i Francja i jeden człowiek: Romain Gary (właśc. Roman Kacew). Miał bardzo ciekawe i barwne życie. Tym co przeżył można by obdzielić kilku ludzi. Ale to nie jest opowieść o nim, a przynajmniej nie tylko. "Obietnica poranka" to jedna z najbardziej wzruszających i pięknych książek poświęconych matce jakie kiedykolwiek zostały napisane. Była kobietą wielkiego serca i niezwykłych przymiotów charakteru, chociaż nie pozbawioną wad i śmiesznostek, zdecydowaną zrobić wszystko aby osiągnąć cel jaki sobie postawiła w życiu. Jej syn będzie kiedyś wielkim bohaterem,  generałem, wspaniałym francuskim pisarzem i ambasadorem Francji. Dla niego ona była wszystkim co miał, jego największym skarbem ale też i przekleństwem. Przez całe swoje życie będzie się starał sprostać jej marzeniom, zrealizować plany jakie przed nim nakreśliła, zdążyć przed jej śmiercią, aby zobaczyła, że życie, które mu poświęciła nie poszło na marne. 

 "Nie słyszałem już śmiechu, nie widziałem ironicznych spojrzeń, obejmowałem jej ramiona i myślałem o wszystkich bitwach, jakie dla niej stoczę, o obietnicy, jaką sobie złożyłem o świcie mojego życia, że otrzyma ode mnie sprawiedliwą nagrodę, że nadam sens jej poświęceniu i że powrócę kiedyś do domu po zwycięskiej walce o władzę nad światem z tymi, których siłę i okrucieństwo uczyłem się poznawać od pierwszych dni." [s.15]

Romain Gary w 1940
I tak też się dzieje. Romain Gary zostaje bohaterem Wolnej Francji podczas II Wojny Światowej, odznaczonym największym francuskim odznaczeniem krzyżem wyzwolenia, pisarzem dwukrotnie zdobywającym Nagrodę Goncourtów za swe powieści i wreszcie francuskim konsulem generalnym w Kalifornii. Przede wszystkim jednak dzięki staraniom i poświęceniu matki staje się prawdziwym mężczyzną i dobrym człowiekiem, kochającym zwierzęta, walczącym ze wszystkimi bożkami współczesnego świata, głupotą, małością, przesądami, pogardą, nienawiścią, zakłamaniem, uprzedzeniami, o których to często opowiadała mu w dzieciństwie, zawsze dotrzymującym raz danego słowa i spełniającym swoje obietnice.  

 "- Przyrzeknij mi, że im powiesz: 'Na Wielkiej Pohulance, w Wilnie, pod numerem 16 mieszkał niejaki pan Piekielny'... " [s.67]

A wszystko to dzieje się za sprawą optymizmu i wiary jaką mu przekazała: że wszystko będzie dobrze, że Bóg jest artystą, a życie sztuką i że nie pozwoli na jakiś bezsensowne zakończenie, bo sztuka nie może się źle skończyć lecz tylko zgodnie ze swoimi regułami. Kilka razy od śmierci ratuje go opatrzność lub jeśli ktoś woli przypadek. Cokolwiek to było potwierdzało tylko jej teorię. Matka i syn mają też swoje małe przyjemności. Największym ich przysmakiem są ogórki, ale nie zwykłe marynaty, tylko prawdziwe kiszone ogórki "a la ruse". Towarzyszą im wszędzie, w Wilnie, w Warszawie a nawet w Nicei, są ich dobrymi przyjaciółmi. "Obietnica poranka" to także hołd złożony Francji i Francuzom, z wszystkimi ich wadami i słabościami jak też i wieloma wspaniałymi cechami.
Romain Gary z matką
 "Wierzyłem mocno, że w literaturze, zarówno jak w życiu, kształtować można świat wedle swego natchnienia i przywrócić go właściwemu powołaniu - tworzeniu dzieł rozsądnie pomyślanych i dobrze wykonanych. Wierzyłem w piękno - więc wierzyłem w sprawiedliwość. Talent mojej matki domagał się ode mnie, bym złożył jej u stóp to wielkie dzieło sztuki i życia, o którym tak dla mnie marzyła, w które tak namiętnie wierzyła i któremu tyle poświeciła trudu. Wydawało mi się niemożliwe, by życie miało jej odmówić tego słusznego zadośćuczynienia; wydawało mi się rzeczą nie do pomyślenia, by życie do tego stopnia mogło rozmijać się ze sztuką. Jej naiwność, fantazja i wiara w cuda - które kazały jej w dziecku zagubionym gdzieś na kresach Polski widzieć przyszłego znakomitego francuskiego pisarza i ambasadora Francji - żyły we mnie wciąż jeszcze, jak trwają w nas piękne i dobrze opowiedziane bajki. Życie było dla mnie nadal jedynie swoistym gatunkiem literackim." [s.408]

Romain Gary potrafił pięknie pisać o uczuciach, z delikatnością, ciepłem i subtelną ironią, które są tak charakterystyczna dla jego stylu pisarskiego. Czytając jego książkę czujemy do niego wyraźną sympatię i nawiązuje się między nim a czytelnikiem nić porozumienia, chcielibyśmy się z nim zaprzyjaźnić. "Obietnica poranka" kończy się słowami "Przeżyłem życie...". Można by to zdanie z łatwością dokończyć słowami "dobrze i uczciwie". Polecam każdemu tę książkę. Naprawdę warto ją przeczytać. Autor i jego dzieło są już myślę trochę zapomniani. A szkoda, bo to bardzo dobra książka. Czytając ją, co chwilę uśmiechałem się do siebie lub parkałem śmiechem, a kilka razy "zaszkliły' mi się oczy.

"Instynktownie, bez żadnego uchwytnego literackiego wpływu, odkryłem wartość humoru, tego praktycznego i przynoszącego pełne zadowolenie sposobu unieszkodliwiania rzeczywistości właśnie w chwili, kiedy zamierza spaść nam na glowę. W ciągu całej mojej życiowej drogi humor był mi dobrym towarzyszem; zawdzięczam mu jedyne chwile prawdziwego triumfu nad przeciwnikiem.(...) Humor jest świadectwem godności człowieka, jego wyższości nad własnym losem." [s.194-195]

"Obietnica poranka" (La promesse de l'aube), Romain Gary, tłum. Jerzy Pański, Czytelnik, 1991, str.458.

Recenzję zamieściłem również na moim blogu W zaciszu biblioteki

30 stycznia 2012

Maurice Druon "Zamordowana królowa"

Cykl: "Królowie przeklęci", tom II
Wydawnictwo: Otwarte, 2010

Lubicie Francję? Tak? A więc to książka wprost wymarzona, aby pogłębić to uczucie. Intryga za intrygą, egoizm, który wygląda zza każdego rogu komnaty, blichtr, władza, manipulacje i kombinacje. Oj , dzieje się tu tyle, że nie sposób wszystkiego opisać... Ale spróbuję choć odrobinę uchylić rąbka.

Jak wiadomo z pierwszego tomu (kto nie czytał niech szybko to nadrobi i nie czyta już dalej moich notatek), Król z Żelaza posyła na stos ostatnich Templariuszy, za co zostaje obłożony klątwą. On i trzynaście pokoleń jego rodziny. Rzeczywiście, wszystko zaczyna się spełniać. Król umiera, na tronie zaś zasiada najstarszy syn - Ludwik Kłótliwy. Nie bez kozery posiada on ten przydomek. Jako zupełny nieudolnik, który nie potrafi samodzielnie podjąć żadnej decyzji, wciąż opiera się na zdaniu swego wuja, Karola Walezjusza, co już podczas pierwszego spotkania z najważniejszymi członkami Rady Królewskiej owocuje kłótniami i utratą autorytetu. Nie to jednak zajmuje nowego króla. Został on bowiem poniżony w dniu, w którym świat dowiedział się o wielkich rogach, jakie przyprawił mu jego małżonka - Małgorzata Burgundzka - skazana za to na dożywotnie więzienie. Cóż to jednak za wyjście - więzienie. Król nadal związany jest węzłem małżeńskim i nijak nie jest w stanie zapewnić sobie potomka. Należy więc rozwiązać to, co go tak ogranicza. Tylko jak?
 
Dalszy ciąg na MOIM BLOGU :) 

Maurice Druon "Król z żelaza"

Cykl: "Królowie przeklęci", tom I
Wydawnictwo: Otwarte 2010 

Nie od dziś wiadomo, że książki historyczne bardzo lubię. Jeśli jeszcze dorzucić do tego tematykę francuską - na ślepo mogę brać i nie pytać czy dobre - mnie na pewno się spodoba. I tak myślałam do tej pory. Niestety  "Król z żelaza" bardzo zmienił moje postrzeganie literatury historycznej. Dlaczego? O tym w dalszej części recenzji. Zacznijmy od krótkiego streszczenia treści. 

Jest rok 1314 - czasy panowania Filipa Pięknego, wnuka Ludwika Świętego. Czasy panowania króla, który tylko z fizjonomii przypominał pięknego człowieka. Rządził tak twardą ręką i sprawował tak absolutną władzę, że nazwano go już za życia 'Królem z żelaza'. Filip nie znosił, gdy ktoś posiadał większe wpływy od niego. Nie akceptował także wszelkich form sprzeciwu. Na dodatek trudne lata, słabe plony i długie wojny opróżniły królewski skarbiec. Cóż było robić? Należało szukać rozwiązań. Król postanowił pozbyć się zakonu Templariuszy, którzy tonęli z złocie, a jednocześnie rządzili się swoimi prawami i za nic mieli rządy monarchy. By zniszczyć zakon słynny z wypraw krzyżowych, postanowił przenieść Stolicę Piotrową (wraz z papieżem oczywiście) do Awinion. Gdy już wybrał swojego papieża, a także arcybiskupa Siens (dawnej archidiecezji paryskiej), oskarżył Templariuszy o wiarołomstwo i doprowadził ich na stos. 

Dalszy ciąg opisu na MOIM BLOGU :)

23 stycznia 2012

Hrabia Monte Christo Aleksander Dumas (ojciec)

Przyznam się, że sięgałam po tę powieść, aby skonfrontować swoje wrażenia sprzed lat… wielu, kiedy to z wypiekami na twarzy, jako dziewczę lat szesnastu czytałam zniszczony egzemplarz książki. Egzemplarz był tak zniszczony, że część stron uległa zagubieniu. Zawsze obiecywałam sobie, że wrócę do tej książki, aby poznać „zagubione wątki”. Były to jednak czasy, kiedy trudno było dostać wymarzoną lekturę. Lata mijały, a ja zapominałam o tej powieści, która wówczas tak rozpalała moją wyobraźnię.
Wtedy widziałam w niej fantastyczną powieść obyczajowo-przygodową; powieść o ludzkim cierpieniu, żądzy i zemście. No i oczywiście pobudzała imaginację tajemnicza wyspa Monte Christo skrywająca w swych czeluściach skarby zgładzonego przez papieża Borgię bogatego włoskiego rodu. Dzisiaj wysłuchawszy niemal 50 godzin lektury (sama się dziwię, jak to możliwe, że dokonałam tego w ciągu nieledwie tygodnia) postrzegam ją, jako powieść historyczną, niezłe studium psychologiczne postaci oraz opowieść o nadziei.
Akcja powieści toczy się głównie w Paryżu, Marsylii i Rzymie. Rozpoczyna się ona w 1815 r., w chwili przygotowywania powrotu Napoleona z Elby. Poznajemy dzieje zadenuncjowanego w przeddzień ślubu przez trójkę „przyjaciół” Edmunda Dantesa młodego, uczciwego i nieco naiwnego młodzieńca, który oskarżony o udział w spisku mającym na celu obalenie prawowitej władzy trafia do więzienia -twierdzy If skąd jest tylko jedna droga ucieczki – śmierć i pogrzeb w morskiej otchłani. Towarzyszymy bohaterom na przestrzeni ponad dwudziestu lat. Na tle historycznych wydarzeń; rządów Ludwika XVIII, stu dni cesarza, wojen napoleońskich, powrotu rojalistów, walki o niepodległość w Grecji poznajemy życie codzienne arystokracji francuskiej i włoskiej, jej obyczaje, zainteresowania, opisy przyjęć, wizyt w teatrze i operze, system więziennictwa i sądownictwa, karnawał w Rzymie a także życie korsarzy i bandytów.
Poza tłem historycznym jest też malownicze tło rzymskich; uliczek od Piazza Popolo, poprzez ruiny Koloseum do katakumb, paryskich; Ogrodów Tulieries, Pól Elizejskich i Opery. Jest też tajemnica, bezludna wyspa Monte Christo.
Książka jest także niezłym studium postaci. Przewija się ich przez karty powieści całe mnóstwo. Są one bardzo wyraziste, włącznie z postaciami drugoplanowymi. Dumas ciekawie przedstawił wszystkie, a ja zapamiętam poza głównymi bohaterami, także postacie dotrzymujących słowa bandytów, którzy wydają się ludźmi bardziej honorowymi niż niejeden z arystokratów.
„Hrabia Monte Christo” jest też ostrą krytyką arystokracji (i tej z urodzenia i tej z pieniądza), jej głównym zajęciem jest próżniacze, jałowe życie. Zapadła mi w pamięć scena w operze, do której przychodzi się nie po to, aby obejrzeć, czy wysłuchać przedstawienia, ale aby samemu odegrać w niej główną rolę; pokazać się i zostać zauważonym. Czy też scena podpisania intercyzy, czyli majątkowej umowy przedmałżeńskiej. Dumas przedstawia niegodną pozazdroszczenia sytuację kobiety na początku XIX wieku. Była ona przedmiotem targu na matrymonialnym rynku, narzędziem wykorzystywanym dla zachowania lub poprawy pozycji finansowej, społecznej czy prestiżowej rodziców i opiekunów. Jedynie bogate wdowy i artystki były paniami swej woli.
W książce jest wiele wątków, ale żaden moim zdaniem nie jest zbędny. Jednym z bardziej ciekawych był dla mnie wątek pseudohistoryczny; zamordowania niewyobrażalnie bogatego kardynała przez papieża Aleksandra VI. Słuchałam powieści niemal tak samo zachłannie, jak czytałam ją przed laty.
I wreszcie najważniejsze przesłanie. Monte Christo jest powieścią o nadziei. Nadziei, której nie można utracić w żadnej, nawet wydającej się beznadziejną sytuacji życiowej. Ani będąc skazanym na śmierć w lochach więzienia, ani będąc na progu bankructwa i utraty honoru, ani wtedy, kiedy los się odwróci i wydaje się, że nie ma już dla nas ratunku, kiedy życie wydaje się puste, kiedy najlepszym wyjściem jawi się ucieczka od życia i jego problemów. Nigdy nie należy tracić nadziei.
Nie napisałam nic o zemście. I nie napiszę wiele. Może jedynie to, iż zemsta jakkolwiek bywa słodką, bywa też niszczącą. A wchodzenie w rolę Stwórcy i przypisywanie sobie roli miecza bożej sprawiedliwości (i anioła zemsty) nie rekompensuje poczucia straty, nie przynosi ukojenia, spokoju czy zadowolenia. Choć daje niewielką, acz krótkotrwałą satysfakcję. Do takich też wniosków dochodzi bohater. Ale na szczęście jest przecież nadzieja i można zacząć od nowa.
Czy powieść jest dzisiaj anachroniczna, nieaktualna, nierealna? Moim zdaniem nie. Czy tak wiele zmieniło się od tamtych czasów, czy tak bardzo zmienili się ludzie. Rozejrzyjmy się po naszym otoczeniu, po naszych znajomych, a jeśli mamy to szczęście, że nie ma w ich gronie żądnych kariery, bogactwa, prestiżu, lekkiego życia włączmy telewizor, przeczytajmy gazetę, zajrzyjmy do Internetu.
Dodatkową zaletą książki jest to, że czyta się ją (w moim wypadku słucha) wyjątkowo lekko. Treść mimo wielości wątków i postaci jest nieskomplikowana. Akcja wciąga i kiedy wątek ustępuje miejsca kolejnemu, tylko przez chwilę żałujemy, że na moment pożegnaliśmy jednego bohatera, bo już nas przyzywa drugi.
Jednym słowem gorąco polecam.
Moja ocena 5,5/6

17 stycznia 2012

Nędznicy Wiktor Hugo, czyli Francja XIX wieczna

Z góry uprzedzam, jestem w Wiktorze H. zakochana, więc moja opinia może nie być opinią obiektywną. Powieść Wiktora Hugo opublikowana w 1862 r. powstawała na wygnaniu w przeciągu niemal dwudziestu lat. Nic w tym dziwnego, zważywszy na jej objętość, jest naprawdę imponująca. Całość liczy sobie ok. 1700 stron.
Jest to połączenie wielu wątków, wielu gatunków literackich, wielu dygresji. Jest to kilka książek w jednej. Gdybym miała wybrać tylko kilka książek na bezludną wyspę, to na pewno nie zabrakłoby wśród nich prozy Hugo (a jeśli dodałabym do tego płytki z musicalami, to mogłabym rzec …trwaj chwilo, trwaj…).
Niedzielnego popołudnia przeczytałam ostatnie 550 stron powieści. Od chwili kiedy zaczęłam czytać do chwili, kiedy skończyłam nie oderwałam się od lektury nawet na chwilę. Była ona tak pasjonująca, że zapomniałam o całym świecie.
Co mnie urzekło w lekturze? Wszystko. Prosty język, dogłębna znajomość wielu bardzo różnorodnych zagadnień, połączenie powieści historycznej, obyczajowej, dramatu, kryminału oraz powieści o miłości.
„Nędznicy”, podobnie jak i „Katedra Najświętszej Marii Panny” posiadają sporo odniesień zarówno do genezy wydarzeń historycznych, jak i do przyczyn problemów społecznych niszczących (tutaj) XIX wieczną Francję. Odniesień, które osadzają akcję w miejscu i czasie, które pozwalają łatwiej zrozumieć pewne zachowania, czy zjawiska. Odniesień, bez których pewne zjawiska czy zachowania mogłyby wydawać się anachroniczne i niezrozumiałe.
Jeśli ktoś w książkach szuka jedynie fabuły, to powinien zrezygnować z lektury „Nędzników”. To zdecydowanie książka dla tych, którzy kochają czytać. Opisy wojen napoleońskich, powstań i rozruchów, a także opisy życia: w klasztorze czy w więzieniu (Hugo doszukuje się pewnych analogi obu rodzajów odosobnienia), życia duchowieństwa, czy życia na ulicy, topografii Paryża oraz systemu kanałów, mogą być momentami nieco nużące, ale naprawdę warto się z nimi zapoznać, aby wejść w klimat epoki. Jednym z bohaterów powieści jest były galernik Jan Valjean próbujący żyć normalnie i uczciwie. Nie jest to proste. Zaopatrzony w żółty paszport jest niczym trędowaty, od którego odwracają się niemal wszyscy; nawet ci, którzy są na bakier z prawem. Były galernik w XIX wiecznej Francji to gorzej niż złodziej, nędzarz, czy prostytutka. Żółty paszport oznacza dożywotnie wykluczenie poza nawias społeczeństwa. A kiedy do tego były galernik (skazany za kradzież bochenka chleba) zdesperowany brakiem możliwości otrzymania w uczciwy sposób noclegu i pożywienia popełnia kolejne przestępstwo (kradzież monety) zamyka sobie drogę powrotu na łono społeczeństwa na zawsze. Ma on dwa wyjścia; albo przystąpić do jednej z grup przestępczych albo ukrywać się, uciekać, zacierać ślady, czyli żyć, jak zaszczute zwierzę.
Innym bohaterem jest bezwzględny stróż prawa, inspektor policji Javert. Urodzony, jako syn ludzi spoza nawiasu społeczeństwa, odnajduje swoje miejsce na ziemi poprzez pracę w policji. Życie w zgodzie z zasadami, ślepe posłuszeństwo przepisom i przełożonym prowadzą do tragedii, kiedy Javert odkrywa, że to co zgodne z prawem ludzkim nie koniecznie musi być zgodne z prawem boskim, że żyjąc w zgodzie z przepisami, można być bardziej nieuczciwym, niż żyjąc w niezgodzie z prawem.
Wśród bohaterów znajdują się także cierpiące nędzę kobiety. Te, żyjące w skrajnej nędzy kobiety, stanowią jeszcze bardziej pożałowania godny widok niż znajdujący się w analogicznym położeniu mężczyźni. Fantine - naiwnie zakochana dziewczyna, która dla utrzymania córki zmuszona jest sprzedawać się po kawałku (włosy, zęby, ciało). Eponine - córka złodziejskiej pary, której przyszłość została już przesądzona, a której tragedii dopełnia nieszczęśliwe zakochanie (choć z drugiej strony jest to jedyne pięknie uczucie i jedyny powód do szczęścia dla biednej dziewczyny).
Poniżej portret Cosette z pierwszego wydania książki.
Bohaterami lektury są także dzieci; mała Kozeta, dziecko, wykorzystywane, jako służąca i popychadło, Gavroche, dziecko ulicy, mały złodziejaszek o niezwykłej uczciwości oraz cała plejada małych głodnych, łachmaniarzy. Mnie chyba jednak, z powodów rodzinnych najbardziej w pamięci pozostanie dwójka braci (pięcio i siedmioletni), którzy z dnia na dzień trafiają na ulicę i od tej chwili tułają się w poszukiwania kawałka chleba i miejsca do spania.
Minęły niecałe dwa stulecia, a taka nędza, jak opisana w powieściach Hugo czy Dickensa wydaje się aż niewyobrażalna. I niewyobrażalne jest to, że była ona czymś tak powszechnym, że nie budziła ona powszechnego sprzeciwu.
Nędznicy, nie byliby nędznikami, gdyby nie znaleźli by się wśród nich tacy ludzie, jak młodzi, gniewni studenci z grupy Abecadła (Enjolras wraz ze swoimi kolegami). Jedyni, którzy w roku 1832 dostrzegali konieczność podjęcia działań przeciwko istniejącemu status quo.
Inną kwestią jest pytanie o sens takiego działania, jakie wybrali studenci. Ich mogłaby się wydawać bezsensowna, dwudniowa walka na barykadach nam Polakom kojarzyć się będzie z powstaniem warszawskim (podobnie jak kanały, z których korzysta Jan Valjean dla opuszczenia placu boju kojarzyć się będą z kanałami warszawskimi). Pojawiają się odwieczne pytania o cenę godności i honoru. Pytania, na które każdy musi sam znaleźć odpowiedź.
Jest coś jeszcze, co zrobiło na mnie duże wrażenie. Wykład rewolucjonisty (z czasów Wielkiej Rewolucji Francuskiej), jakiego udzielił pewnemu biskupowi, dobrodusznemu człowiekowi i praworządnemu rojaliście na temat przyczyn i konieczności rewolucji. Gdyby podręczniki historii w ten sposób opisywały genezę rewolucji mielibyśmy o wiele mniej kłopotów ze zrozumieniem tego epokowego zjawiska.
Nie można też nie wspomnieć o pięknym sposobie opisywania uczuć przez Hugo. Miłość jest opisywana w sposób tak subtelny i delikatny, że wydaje się być zjawiskiem tak kruchym, że byle letni zefirek może ją zniszczyć, a jednocześnie tak mocnym, że przetrzyma nawet natarcie armat wroga.
"Kiedy dwie dusze, które poszukiwały się w tłumie, może od bardzo dawna, odnajdą się nareszcie; kiedy spostrzegą, że pasują do siebie, czują do siebie sympatię i uzupełniają się, mówiąc krótko: są do siebie podobne, wtedy zawiązuje się między nimi wspólnota, gorąca i czysta tak, jak oni sami; jedność, która ma początek na ziemi, a kontynuację w wieczności. Ta jedność to miłość, prawdziwa miłość, taka jaką potrafi pojąć w istocie niewielu ludzi; ta miłość, która jest "religią", która ubóstwia ukochaną osobę, które życie rodzi się z nabożeństwa i namiętności, i dla której największe ofiary są najsłodszą rozkoszą".

Moja całkiem subiektywna ocena 6/6

15 stycznia 2012

Katedra Najświętszej Marii Panny w Paryżu, czyli historia Dzwonnika z Notre Dame

Przywitanie z literaturą francuską chciałabym zacząć w kawiarence literackiej od mojej ukochanej książki z Paryżem (historią i miłością) w tle.
Po długim poszukiwaniu w księgarniach i bibliotekach udało mi się zdobyć książkę Wiktora Hugo Katedra Najświętszej Marii Panny. Zafascynowana musicalem Notre Dame de Paris na youtube, na płycie oraz widowiskiem muzycznym w hali widowiskowo-sportowej w Gdyni (a od grudnia także paryskim koncertem na Bercy) mogłam skonfrontować swoje wrażenia muzyczne z wrażeniami literackimi.
Czytając streszczenia książki (a czytałam je zanim wybrałam się na przedstawienie) odniosłam wrażenie, że Katedra Najświętszej Marii Panny jest historyczną powieścią z dramatycznym zakończeniem.
Książka jest jednak o wiele bardziej złożona. Jej lektura była dla mnie ogromną przyjemnością, a powieść weszła do katalogu ulubionych. Już przedmowa autora utwierdziła mnie, że mam do czynienia z pokrewną duszą.
Rzecz dzieje się w moim ulubionym okresie historycznym. Schyłek średniowiecza to okres wiary w potęgę ludzkiego umysłu, czas odkryć geograficznych i wynalezienia druku. Od momentu tego wynalazku myśl ludzka będzie mogła swobodnie rozprzestrzeniać się na cały świat. Swoją drogą ciekawa jestem jak zareagowali by nasi dalecy przodkowie, a także sam Hugo, poznając możliwości Internetu, który pozwala na niemal nieograniczony przepływ myśli ludzkiej.
Uwielbienie i podziw dla architektury przełomu średniowiecza i renesansu przebija z kart powieści. Autor ubolewa nad niszczycielskim wpływem historii na sztukę. Z jednej strony jest to ubolewanie spowodowane brakiem działania, które powoduje niszczenie i nieodwracalne dla przyszłych pokoleń straty w pomnikach architektury. Z drugiej strony jest gorsze jeszcze od zaniechania - działanie, które powoduje próby udoskonalenia tego, co jest już doskonałe i skończone i nie potrzebuje żadnych zmian. Działanie to powoduje, że przepiękna budowla staje się jakąś efemerydą, zlepkiem różnych stylów zupełnie do siebie nieprzystawalnych, będącą wypaczeniem idei jej pierwszego twórcy.
Należy też pamiętać, w jakim okresie powstawało dzieło. Hugo pisał swą powieść kilka lat po Wielkiej Rewolucji Francuskiej, będąc „świadkiem” niszczycielskiej siły gniewu ludu. Lud, który jest w stanie obalać trony przy okazji potrafi niszczyć też niemych świadków historii - pomniki przeszłości. Na swoje nieszczęście są one przez żądny krwi i zemsty lud brane za sojuszników obalanego monarchy i starego porządku. Pali się książki, obrazy, niszczy rzeźby, ucina głowy kamiennym pomnikom i burzy świątynie. Tak też pozbawiona została głów Galeria Królów Paryskiej Katedry (przedstawiająca władców Izraela i Judei), którą rewolta w swej niewiedzy wzięła za francuskich monarchów. Tak to w okresie Rewolucji świątynia oraz jej skarbiec zostały splądrowane. Katedra została zamieniona w skład win. Tylko przypadkowi zawdzięczamy, że bezcenne dzieła Luwru nie spłonęły bezpowrotnie.
Hugo pisał swą powieść w roku 1830, kiedy mieszkańcy Paryża po raz kolejny powstali przeciwko surowym rządom. Budowano wówczas nowe barykady i niszczono kolejne dzieła sztuki.
Katedra Najświętszej Marii Panny jest nie tylko przedmiotem podziwu autora, jego inspiracją, ale także domem dwójki bohaterów powieści. Jest ona też jednym z wielu w tamtych okrutnych czasach miejsc chronionym prawem azylu dla skazanych. Miejscem, w którym nieszczęśnik może się schronić i dla którego staje się ona zarówno domem jak i więzieniem. Były to czasy, kiedy wymiar sprawiedliwości ze sprawiedliwością miał niewiele wspólnego.
Książka zawiera sporo opisów zarówno świątyni, jak i okolicznych ulic i budynków. Zdaję sobie sprawę, z tego, że to co mnie zachwyca w tej powieści może być dla wielu czytelników nużące. I jakkolwiek dla mnie opis ten jest niezbędny dla osadzenia akcji w miejscu i czasie to czytelnikom, których może znudzić proponuję go pominąć, gdyż historia opisana na kartach powieści warta jest poznania.
W miarę czytania dajemy się uwieść pięknej prozie Hugo i intrygującej historii.
Z niecierpliwością pochłaniamy kolejne rozdziały zaciekawieni, jak też los rozda swoje karty.
Inspiracją do powstania książki było odkrycie na murze świątyni greckiego słowa ANAΓKH oznaczającego „przeznaczenie”.
W historii tej nie ma postaci jednoznacznych. Każdego z bohaterów można w równym stopniu usprawiedliwić, jak i potępić. A tym, co ich zarówno usprawiedliwia, jak i potępia jest właśnie przeznaczenie.
Przeznaczenie, owo Fatum sprawia, że często działanie bohaterów przynosi skutki przeciwne do zamierzonych. Ono też sprawia, że człowiek często potyka się z powodu swoich przyjaciół, co stwierdza filozoficznie poeta. Człowiek staje się małym trybikiem w maszynie historii.
Tu także widzę odniesienie do historycznego tła, w którym powstawało dzieło. Czyż historia nie czyni nas pionkami na szachownicy zdarzeń. Czyż Hugo nie był świadkiem, jak piękne idee ulegały wypaczeniu. Czyż rewolucja nie pożerała swych dzieci. Czyż wreszcie i on nie musiał z powodu swoich przekonań emigrować do Anglii.
Katedra Najświętszej Marii Panny jest też nazywana „Dzwonnikiem z Notre Dame”.
Dzwonnik (Quasimodo) jest zły i nienawidzi ludzi, ale czyż nie ma do tego powodów ten wynaturzony twór natury. Potwór w ludzkim ciele; garbaty, kulawy, jednooki, głuchy, brzydki porzucony jako dziecko i wyszydzany przez ludzi. Czyż taki ktoś nie ma powodów do nienawiści, zgorzknienia, dziwactwa. Jedyne osoby, które okazują mu cień zainteresowania, nie potrafią okazać mu serca. Arcydiakon Frollo, który przygarnął porzuconą sierotę, małego potworka, wyuczył, wykarmił i dał zajęcie, który był jego opiekunem i niemal bóstwem staje się w końcu przyczyną jego tragedii. Piękna Cyganka, która zdobyła się na jeden litościwy gest i napoiła spragnionego, znajdującego się pod pręgierzem Quasimodo, odwraca ze wstrętem głowę na jego widok. Nie może znieść jego brzydoty, mimo, że to on wyrwał ją z objęć śmierci i niczego od niej nie oczekuje poza możliwością służenia jej i bycia wiernym psem i obrońcą. Trudno się jednak jej dziwić, kiedy patrzy się choćby na dzisiejsze wyobrażenie Quasimodo, jest to widok przerażający.
Jest tam też poeta Piotr Gringoire, który w chwili próby zawodzi. Czy można się jednak dziwić, iż człowiek, który dwukrotnie uszedł szubienicy (na którą skazało go, jedynie to, iż miał nieszczęście być bezdomnym włóczęgą) nie jest zdolny do bohaterstwa. Jest ksiądz, który całe życie poświęcił służbie Bogu i nauce, a który porażony urodą i niewinnością dziewczyny zostaje ogarnięty nie tyle namiętnością, co żądzą miłości cielesnej. Dla tej obsesji gotów jest popełnić każdą zbrodnię, dla niej gotów jest na wiekuiste potępienie.
Jest też niewinna dzieweczka przecudnej urody, która zabawia ludzi wdzięcznym tańcem i magicznymi sztuczkami. Dziewczyna żyje jak beztroski motyl, ratuje od śmierci poetę, lituje się nad Quasimodo. I spotyka na swoje nieszczęście pięknego i pozbawionego serca żołnierza. Miłość, która ostatecznie zaprowadzi ją ….
Ale nie będę zdradzać treści lektury. Są w niej naprawdę zaskakujące zwroty akcji.
Powieść mimo tragicznego zakończenia, niesie także optymistyczne przesłanie. Bo czyż nie napawa nas optymizmem, to, że człowiek choć jest istotą tak kruchą i słabą, jak trzcina miotana wichrami historii ma w sobie ogromną moc. Moc, która sprawia, że można go powalić na ziemię, ale nie można go złamać. Dobro i siła uczuć Esmeraldy czy też siła uczuć Quasimodo są tak wielkie, że nie jest ich w stanie pokonać nawet śmierć.
"...a gdy próbowali go odłączyć, rozsypał się w proch." - ostatnie słowa powieści.
Przewracając karty powieści wędruję ulicami piętnastowiecznego Paryża. Są to ulice jakże inne od tych, którymi dzisiaj spacerują jego mieszkańcy i liczni turyści. Uliczki wąskie, uliczki brudne i niebezpieczne. Plac Cudów (dzisiejsza dzielnica Halle) jest miejscem, do którego lepiej nie zapuszczać się po zmroku. Jest on królestwem złodziei, Cyganów i żebraków. Rynsztoki ulic pełne są nieczystości i stanowią legowisko bezdomnych. Nazwy uliczek (po części do dziś zachowane) są ich charakterystyką; jak np. ulica Poderżniętego gardziołka, czy ulica Zbitej mordy. Na placach miasta stoją pręgierze i szubienice, będące ich stałym elementem. Wymierzanie kar jest jedną z rozrywek ludu. Hugo wprowadza na karty powieści również króla Ludwika XI. Czytając o tym strasznym i bezdusznym władcy myślę, że sama gotowa byłabym wzniecić rewoltę i poprowadzić lud na barykady.

Jeśli jednak ktoś oczekuje od powieści romansu, szybkiego tempa akcji, sensacji to nie znajdzie w jej lekturze przyjemności. Wszystkim pozostałym polecam.

Moja ocena ... zabrakło punktów na skali ocen, więc 6+/6
Zdjęcia; 1. Okładka, 2. Wiktor Hugo za młodu