15 sierpnia 2012

Nana Emil Zola



Wydawnictwo Hachette Livre Polska, 
Rok wydania 2005, 
Tłumaczenie- Czesław Mastelski.
Mam wiele uwag do tego wydania; jest bardzo niestaranne, roi się w nim od błędów stylistycznych, interpunkcyjnych, literowych. Początkowo myślałam, że cześć tych dziwolągów stylistycznych jest winą tłumacza, teraz wydaje mi się jednak, że to raczej wina  redakcji.


Ci, którzy czasami mnie odwiedzają wiedzą, że bardzo lubię twórczość Emila Zoli. Może to opinia trochę na wyrost, bo właściwie przeczytałam zaledwie cztery książki, ale dość znamienne dla twórczości pisarza (o ile mogę to ocenić przy tak krótkiej znajomości); Germinal, Wszystko dla pań, Pieniądz i nowelkę Nantas. A w tej chwili czytam Brzuch Paryża. W każdym razie poznałam ją (twórczość) na tyle, abym mogła stwierdzić, że z Zolą mi po drodze. Szczerze przyznam jednak, iż mimo, że każda książka Zoli wywołuje niemal przyspieszone bicie serca, to do Nany mnie nie ciągnęło. A to zapewne za sprawą profesji bohaterki.
Cóż, nie wywołuje we mnie szczególnego zainteresowania życie prostytutki, niezależnie od tego, czy to luksusowa kurtyzana, czy zwykła dziwka. Chyba to z tego właśnie powodu nie wciągnęła mnie ani lektura Damy kameliowej Dumasa, ani lektura Cheri Collete. Jakoś nie potrafiłam ani rozsmakować się piękną literaturą, ani współczuć tym paniom, które chciały mieć ciasteczko i zjeść ciasteczko. Może dlatego Nana mimo, iż zakupiona jeszcze w styczniu czekała długo na swoją kolej i gdyby nie stosikowe losowanie u Anny nadal leżałaby na półeczce.
Sięgając po książkę jednocześnie obawiałam się i spodziewałam (strasznie to nielogiczne i niekonsekwentne z mojej strony - wiem), iż spotkam tu luksusową kurtyzanę, kogoś na kształt Małgorzaty Gautier, osobę wykwintną i  inteligentną, lwicę paryskich salonów. Tymczasem spotkałam kogoś w stylu bohaterki Pudelka (celebrytki, znanej z tego powodu, ze jest znana). Nana nie jest ani ładna, ani mądra, nie jest zdolna, nie ma w niej krzty dobroci, empatii, czy jakichkolwiek ludzkich uczuć; jest natomiast ordynarna, wulgarna i zachłanna, jest kwintesencją przeciętności i syntezą tego, co charakteryzuje zgniliznę moralną XIX wiecznego Paryża. Te właśnie cechy bohaterki sprawiają, że przyciąga do siebie, jak magnez niemal wszystkich mężczyzn, którzy, jak pięknie napisała Karolina, odbijają się weń, jak w zwierciadle.   
Początkowo oczekiwałam, że Nana czymś mnie zaskoczy, tymczasem ona zaskakuje jedynie tym, że nie jest w stanie niczym zaskoczyć; doprowadza do bankructwa, samobójstwa, kradzieży i rozpaczy wszystkich znajomych panów; oszukuje, zdradza, okrada, lży, poniża. Nienawidzi mężczyzn i postanawia ich wszystkich zniszczyć.
Czy jest mi ich żal? Wcale. Nana nie kryje swoich zamiarów, jest szczera do bólu, a oni i tak lgną do niej, jak ćmy do światła.  
W miarę lektury zaczyna mnie ona fascynować; z jej rynsztokową bohaterką będąca ucieleśnieniem męskich żądz w połączeniu z głupotą mężczyzn, którymi rządzi …. no właśnie co? żądza, czy może współzawodnictwo.
Nana ukazuje świat chylący się ku upadkowi, świat chory, świat w którym byle miernota może znaleźć się na świeczniku, świat zadziwiająco nam bliski. Wszystko się powtarza.

Nie jest to moja ulubiona książka Zoli, ale nie mogę powiedzieć, aby mnie zawiodła, czy rozczarowała. 
Moja ocena 4,5/6
Obrazy; 1. Okładka książki, 2. Nana Edwarda Maneta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz