21 marca 2021

Dżuma Albert Camus rzecz o zarazie w czasach zarazy

Próbując zrozumieć emocje i uczucia targające mną od dłuższego  czasu sięgnęłam po Dżumę. Można ją odczytywać  na płaszczyźnie realistycznej, jako powieść o radzeniu sobie człowieka z epidemią.

Zaraza pojawia się znienacka w całkiem zwyczajnym, niczym się nie wyróżniającym portowym algierskim miasteczku Oran. Jej pierwsze zapowiedzi w postaci martwych szczurów zalegających masowo na ulicach miasta i w jego budynkach budzą zaciekawienie zmieszane z irytacją i oburzeniem. Szczury w eleganckich domach i hotelach? To rzecz nie do pomyślenia.

Łączenie martwych gryzoni  z pierwszymi przypadkami choroby daje do myślenia lekarzom.  Władze miasta przyjmują całą rzecz z niedowierzaniem, nie można budzić niepokoju i rozsiewać paniki, przecież to niemożliwe, dżuma to odległa przeszłość kojarzona ze średniowiecznymi rycinami lekarzy w pelerynach i maskach przypominających ptasi dziób.   

Zarząd miejski nic nie zamierzał i nic nie miał na uwadze, ale zaczął od tego, że zebrał się na posiedzenie, aby się zastanowić. Polecono służbie odszczurzania zbierać martwe szczury co dzień o świcie. (str. 14)

I kiedy w końcu nie można zaprzeczyć faktom i miasto zostaje zamknięte, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się choroby jego mieszkańcy nie wierzą.  Reakcje zdumienia, oszołomienia, wiara w szybkie zakończenie epidemii przeplatają się z negacją i głosami oburzenia.   

Nasi współobywatele….. Nadal robili interesy, planowali podróże i mieli poglądy. Jak mogli myśleć o dżumie, która przekreślała przyszłość, przenoszenie się z miejsca na miejsce i dyskusje? Uważali się za wolnych, a nikt nie będzie wolny, jak długo będą istniały zarazy. (str. 28).

Pojawia się bunt i  głosy o pozbawieniu wolności.  Mieszkańcom nie podoba się, że miasto zostało zamknięte. Twierdzą, że te statystyki chorych na pewno są sfałszowane, a nawet jeśli choruje tyle osób ile podano, to przecież nie wiadomo, ile osób chorowało wcześniej. Ludzie zawsze chorowali i to wcale nie oznacza, że teraz mamy epidemię - krzyczą niedowiarki.

W pierwszych godzinach dnia, gdy zarządzenie weszło w życie (o zamknięciu miasta) na prefekturę naparł tłum petentów, którzy przez telefon, lub osobiście  przedstawiali urzędnikom sytuacje równie ciekawe i równie niemożliwe do rozpatrzenia. Doprawdy trzeba było wielu dni, byśmy zdali sobie sprawę, że znajdujemy się w sytuacji bez kompromisu  i że słowa takie jak „układać się”, „grzeczność”, „wyjątek” nie mają już sensu. (str. 45)

Mimo tych niezwykłych widoków (zamkniętego i martwego miasta) nasi współobywatele mieli najwyraźniej kłopoty ze zrozumieniem, tego, co im się zdarzyło. Były uczucia wspólne, jak  rozłąka czy strach, ale nadal stawiano na pierwszym miejscu troski osobiste. Nikt naprawdę nie zgodził się jeszcze na chorobę. Ludzie byli przede wszystkim wrażliwi na to, co naruszało ich przyzwyczajenia lub godziło w ich interesy. Okazywali więc rozdrażnienie lub irytację, a nie są to uczucia, które można przeciwstawić dżumie. (str.51)

Jak można zamykać miasto, jedni chcą się wydostać z niego, inni chcą doń powrócić (choć tych jest zdecydowanie mniej).  Jeszcze inni ostentacyjnie wychodzą w tłum pokazując, iż za nic mają wszelkie ograniczenia. Część mieszkańców dezynfekuje się alkoholem, inni pastylkami mentolowymi.

Ksiądz zarządza tydzień wspólnych i grzmi z ambony -   bracia moi, dosięgnęło was nieszczęście, bracia moi zasłużyliście na nie.   … od początku historii plaga boska rzuca do stóp Boga pysznych i ślepych. (str. 62)   

 W mieście zaczyna brakować żywności, paliwa, oszczędza się na oświetleniu, co napędza szarą strefę i rozwój nielegalnych interesów (przemyt żywności i ludzi).

Potem pojawia się strach. Ludzie odsuwają się od siebie. Izolacja i poczucie osamotnienia. Depresje. A w końcu apatia i obojętność. I już nawet nie czeka się końca, tylko próbuje jakoś wypełnić czas codziennymi obowiązkami, których niektórzy mają w nadmiarze (lekarze, służby pomocnicze i administracja) a inni coraz mniej. Na tym tle przedstawieni zostają bohaterowie i ich różne wobec epidemii postawy. Od poświęcenia czasu na zwalczanie choroby, albo choćby ulżenie jej skutkom, a na końcu jedynie ewidencjonowanie  rozmiarów poprzez pomoc lekarzom i służbom porządkowym do wykorzystania zarazy jako sposobności do wzbogacenia się (paserka i przemyt) bądź  do ukrycia przed odpowiedzialnością z powodu popełnionych wcześniej występków.     

Wielu nowych moralistów w naszym mieście twierdziło…, że nic nie pomoże i że trzeba paść na kolana. Tarrou, Rieux i ich przyjaciele mogli powiedzieć to lub owo, ale wniosek był zawsze jeden, trzeba walczyć w taki czy inny sposób i nie padać na kolana. Cała rzecz polega na tym, by nie pozwolić umrzeć i zaznać ostatecznej rozłąki możliwie wielkiej ilości ludzi, a jedynym środkiem była walka z dżumą. Nie jest to prawda godna podziwu, lecz prawda logiczna. (str.85).

Camus wplata w treść opowieści rozważania egzystencjalne dotyczące postaw moralnych człowieka oraz sensu istnienia. Oprócz całej masy bardzo mądrych przemyśleń trafia się też parę dość zawiłych i nużących (być może jedynie dla mnie mniej przystępnych) dywagacji. Nie rzutuje  to na ocenę całości. Dżuma podnosi uniwersalny temat postawy człowieka wobec zła (wojny, epidemii, kataklizmu); moralne dylematy u jednych i brak rozterek u innych, no i pytania o sens egzystencji w ogóle, czy liczy się przeżycie, czy liczy się też cena, jaką czasami trzeba za to zapłacić. Niewątpliwie czytanie jej w kontekście innej zarazy przenosi akcenty uniwersalne na te bardziej dziś dojmujące.

Czytając miałam wrażenie, jakby dziwnym trafem powieściowa Dżuma wyszła ze swoich  ram na ulice naszych miast, bowiem zadziwiająco znajomo wyglądają postawy, zachowania i komentarze pojawiające się dzisiaj w mass mediach.

Kiedy dżuma nie odpuszcza i zdaje się tę walkę wygrywać z człowiekiem nie było już losów indywidualnych, ale wspólna historia, tzn. dżuma i uczucia, jakich doznawali wszyscy. Najsilniejszym z nich była świadomość rozłąki i wygnania wraz ze strachem i buntem, jakie niosła w sobie. (str.106)

Początek końca epidemii pojawia się wówczas, kiedy walka staje się wspólnym interesem, nie jest ona już tylko przeszkodą w indywidualnych planach jednostek, ale wrogiem wspólnego losu mieszkańców.   

Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie narratora, który jest jednocześnie jednym z bohaterów opowieści, występując  w podwójnej roli może obserwować sytuację i od wewnątrz i z dystansu.

Moje zainteresowanie wzbudził  drugoplanowy bohater urzędnik merostwa Grand. Z nadmiaru uczuć i niedoboru słów miota się on pomiędzy pragnieniem stworzenia wielkiej powieści i  napisania listu do żony, która go opuściła lata temu a niemożnością uczynienia tego. Istniejący wokół świat pochłonięty walką z epidemią wydaje się niewiele obchodzić Granda, co jednak nie przeszkadza mu sumiennie wykonywać obowiązki. Nieco śmieszne wydają się jego próby doboru właściwych słów w treści pierwszego zdania powieści (poza które nie wyszedł). Śmieszne, a jednak budzące wzruszenie i pewien rodzaj sympatii.

Nieco obawiałam się lektury, a okazała się ona pouczającym i ciekawym doświadczeniem. W dodatku czytana w dzisiejszych realiach nabiera wyjątkowej aktualności, podczas gdy czytana w czasach licealnych wydawała się bardziej abstrakcyjną.

Nie mogłam sobie podarować pominięcia najbardziej znanego z cytatów - mało optymistycznego, ale jakże realistycznego.

bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, że może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony w meblach i w bieliźnie, czeka cierpliwie w pokojach, w piwnicach, w kufrach, w chustkach i w papierach, i  nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście (str.190).
Wpis po raz pierwszy ukazał się na moim blogu Moje podróże

5 komentarzy:

  1. Czytałam w szkole, ale tak sobie myślę, że za jakiś czas przeczytam ponownie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Camusa, a jego "Dżuma" jest moim zdaniem doskonałą książką. Podobnie zresztą "Obcy" - zaskakują, emocjonują i w tej dusznej atmosferze zmusza nas do myślenia...

    OdpowiedzUsuń
  3. Uch! Dziękuję za ten wpis! Nareszcie coś poważnego, nareszcie klasyka! Kiedyż ja to czytałam... Warto byłoby chyba odświeżyć to sobie teraz, juz jako dorosła osoba. Brzmi niezwykle aktualnie. Dezorientacja wobec zagrożenia, niedowierzanie... i ci ludzie, dla których epidemia jest przede wszystkim przeszkodą w realizacji własnych interesów i ograniczeniem "wolności"... Mieliśmy okazję obserwować to na własnych ulicach. Niektóre fragmenty Twojego tekstu brzmią porażająco. Oczywiście nie można też pomijać uniwersalnego znaczenia powieści. Jeszcze raz dziękuję za ten wpis.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Dżuma" jest moim ogromnym wyrzutem sumienia. Mimo tego, ze była moją lekturą szkolną to nie czytałam jej, bo byłam w tamtym czasie za bardzo przeładowana materiałem. Ale mam nadzieję, że w końcu uda mi się nadrobić jej lekturę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dżuma w czasach zarazy - tak by się chciało sparafrazować dwa tytuły różnych powieści okręcone niejako wokół tematu tak nam dziś bliskiego. Czytałam Dżumę tak dawno, że niewiele pamiętam, oprócz tego, że mną wstrząsnęła. Miłość w czasach zarazy jest mi bliższa, bowiem GG Marquez jest moim idolem wśród pisarzy latynoamerykańskich. A po Twojej recenzji Dżumy nasuwa się automatycznie jedna doskwierająca myśl - to jest zupełnie tak, jakby A.Camus napisał ją dla nas Polaków w obecnej dobie pandemii. Co oznacza, że trzeba do niej wrócić. A mam też literacką sugestię odnośnie czasów zarazy - czytałaś kiedyś coś Connie Willis? Jej Księga Sądu Ostatecznego tak mną wstrząsnęła, że do dziś nie mam odwagi sięgnąć po tę książkę drugi raz.

    OdpowiedzUsuń