22 lipca 2011

Jean-Christophe Rufin "Abisyńczyk"


wyd. Prószyński i S-ka 2001

Oto książka z gatunku płaszcza i szpady, choć z nieco odmiennej formie. Bardzo interesującej, gdyż dotyczy Francji, lecz jednocześnie trzyma się od niej na uboczu. Główna część powieści dzieje się bowiem w Kairze, a dokładnie w jego francuskiej części, gdzie władzę sprawuje konsul de Maillet. Wiadomo jednak, że jego władza ogranicza się do bycia ciągniętym za sznureczki przez różnych możnych o wyższej od niego randze. We Francji na tronie zasiada Ludwik XIV, znany jako "Król Słońce", żądny władzy, pieniędzy i zdobycia całego świata, gdyby to było możliwe. Do tego celu ma mu posłużyć ów Kairski konsul. Najnowszym celem króla Francji jest bowiem Abisynia, czyli współczesna Etiopia, która jako jedyny w Afryce kraj chrześcijański nie ma ochoty poddać się władzy kościelnej, odrzuca także jakiekolwiek zgromadzenia zakonne w swych granicach. Korci to strasznie jezuitów, którzy owinąwszy sobie Ludwika XIV wokół palca, wzmogli w nim żądzę zawłaszczenia państwa dzikusów. Tymczasem prawda jest taka, że to oni mają największą chrapkę na bogactwa, które posiadają tamtejsze ziemie.

Nie są jednak jedynymi, którzy pragną zapanować nad Abisynią. Kraj ten zainteresował także samego papieża Innocentego XI jako dziewiczy teren chrześcijański, który nie tylko można nawrócić, lecz także zaspokoić potrzeby skarbca watykańskiego. Jego wierni słudzy - Kaspucyni, którzy posiadali już swoje zakony w Sennarze, sąsiadującym w Abisynii postanowili podjąć wyzwanie stawiane przez papieża. 

Dalsza część recenzji  U MNIE :)
Pozdrawiam! Paideia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz