Warszawę Niemcy zburzyli
doszczętnie. Paryż od wieków burzą sami paryżanie. Burzą i odbudowuję.
Burzą, równają z ziemią całe dzielnice lub patroszą budowle od środka,
zostawiwszy nietknięte fasady, wypełnione od środka szkłem, drewnem,
aluminium. Baron Haussman wyburzył i odmienił Paryż najbardziej, ale
Paryż wyburzał się ciągle i wyburzać nie przestanie…. Nawet te paryskie
kwartały, które wydają się nietknięte od wieków, przechodziły cykle
wyburzania i budowania od nowa. Na przykład Palais – Royal, Luwr i
Tulerie.
Pewien mędrzec powiedział Panta rhei.
Wszystko płynie, przemijają ludzie, epoki, ulice. To, co dziś wydaje
się ponadczasowe i niezmienne po latach pozostaje jedynie nazwą budzącą w
garstce zapaleńców nierealne pragnienia odbycia podróży w czasie. Z
książek opisujących miasta najbardziej odpowiadają mi te, które dzięki
opisom zdarzeń, fragmentarycznym fotografiom miejsc, mało znanym
historyjkom pozwalają poczuć ich klimat. A czynią to o wiele lepiej niż
popularne przewodniki przytłaczające nadmiarem informacji na temat dat,
architektonicznych detali, czy nazwisk twórców budynków i budowli. Requiem dla moich ulic Rutkowskiego
to spacer poprzez miejsca, które dziś istnieją już tylko w literaturze
sprzed lat i historycznych dokumentach. Requiem to muzyka w hołdzie
nieistniejącym bądź istniejącym dziś w zupełnie innym, niż pierwotnie
kształcie; ulicom i zaułkom Paryża. Rutkowski nie trzyma się żadnych
zasad, jego opisy są pastiszem mniej lub bardziej luźnych skojarzeń.
Przeprowadza nas przez wieki, życiorysy, obyczaje z niezwykłą
zręcznością. I mimo, iż niektóre z opisywanych historii są mi znane,
jak ta o dzielnicy Halle, Cmentarzu Niewiniątek, czy Placu de Greve to
czytanie ich nie nudzi, autor potrafi rzucić nowe światło na znane
miejsce. Posługując się niezwykle obrazowym językiem opisuje miejsca w
sposób pozwalający na uruchomienie łańcuszka skojarzeń. Razem z autorem
wędrujemy ulicami, dzielnicami, kwartałami miasta wyruszając spod arkad
Palais Royal, okrążając okolice Luwru, Pałacu Tuleryjskiego, Łuku
Carrousel, mijając Halle, Plac de Greve, Marais, Montparnasse, egipski
obelisk na Placu Zgody. Śladów przeszłości autor poszukuje korzystając z
doświadczeń poprzedników (wyczytuje przewodniki, literaturę i prasę).
Zaczynamy
od spaceru z Diderotem, który zwykł chadzać codziennie o piątej pod
Palais Royal wstępując na lody do Petit – Caveau (słynnej również z
półboberków, ale to już po zmroku). Tutaj, pod kolumnadami Palais Royal
za Ludwika XVI spiskowali konspiratorzy. Obraz, jaki maluje autor
opisując dzień 13 lipca 1789 r. (dzień poprzedzający zdobycie Bastylii)
jest niezwykle sugestywny. Słoneczny, upalny dzień, Paryżanie w kawiarni
Cafe de Foy nieświadomi zdarzeń, jakich za chwilę staną się świadkami
zajadają lody i pogrążeni są w rozmowach, kiedy na stół kawiarni
wskakuje żarliwie przemawiający młodzieniec.
Dalej
autor maluje słowem drewniane galerie piętrzące się w poprzek kolumnad
Palais Royal (przyrównane do opisanych przez Prusa ruder Powiśla) z
panienkami (owymi półboberkami), spelunami, kawiarniami, restauracjami i
szulerniami, w których na początku XIX wieku przegrywali fortuny
oficerowie wszystkich nacji, nabawiając się w bonusie wstydliwych
chorób. Niezwykle obrazowo przedstawia opis zamachu na Napoleona. Sporo
miejsca poświęca dzielnicy Marais i charivari - świętu głupców, podczas
którego przebrany w łatwopalny kostium król Karol VI omal nie spłonął
żywcem od zapalonej pochodni (jego towarzysze zabawy nie mieli tyle
szczęścia). Poznajemy historię przewiezienia obelisku z Luksoru na Plac
Zgody. Ze pewnym zdziwieniem przeczytałam o genezie wynalezienia
gilotyny, będącej bardziej humanitarnym narzędzie wykonywania kary
śmierci (ze względu na natychmiastowe działanie), a przy okazji
narzędziem czyniącym zadość idei równości (wszystkich od tej pory
niezależnie od pozycji społecznej zgładzano w jednaki sposób).
Doktor Guillotin, od którego wzięła nazwę machina, zachwalał jej skuteczność z rozmachem dzisiejszego speca od reklamy „Panowie
deputowani, za pomocą tej machiny obetnę wam głowy w mgnieniu oka i nie
będziecie cierpieć. Machina razi jak piorun, głowa spada, a krew sika”
Ludwik
XVI podpisał prawo o ścinaniu głów skazańcom za pomocą gilotyny (w
marcu 92 roku), a dziesięć miesięcy później (w styczniu 1793 r.)
osobiście przekonał się o jej humanitarnym i błyskawicznym działaniu.
Najmniej
podobały mi się opisy ludzkich wynaturzeń i ułomności (obscenicznych
zabaw, zezwierzęcenia, obrzucania się nieczystościami i fekaliami), ale o
to pretensje powinnam mieć raczej do przodków, niż do autora.
Podobał
mi się pomysł przetłumaczenia francuskich nazw ulic, jednak zabrakło
podania oryginalnej nazwy w odniesieniu do wszystkich opisywanych ulic,
niektórych nie potrafiłam zlokalizować. Co do niektórych zaś nazw
polskie odpowiedniki nieco raziły, tak bardzo w świadomość wryła się
nazwa wyspy Île de la Cité, że czytając o wyspie
miejskiej miałam wrażenie, iż czytam o jakiś zupełnie innym miejscu,
podobnie, jak raziło mnie nazwanie Montparnasse Rajskim Wzgórzem.
Mając ogromną słabość do Placu de Greve (zwanego Piaszczystym) wynotowałam sobie mały fragment opisu…
Placyk
na brzegach Sekwany, przy Ratuszu i wokół pobliskich wysp, przez wieki
drobny był i złocisty. Na Placu Piaszczystym wystawali też najmici w
oczekiwaniu na robotę dzienną, czystą, lub brudną robotę nocną. Najmici
stali i czekali. Z czasem to czekanie na Placu Piaszczystym zaczęło
oznaczać po francusku strajk. I tak już zostało. Ludek paryski
ciekawski, jurny i chełpliwy, niecierpliwie na egzekucje wyczekiwał, a
na długie tygodnie przed kolejną kaźnią wynajmował okna i gapiowskie
stołki, niczym loże w teatrach i krzesła w kabaretach, w domach wokół
placu, wzdłuż rynsztoków ostatniej drogi skazańca, wyciągniętego z
piwnic warownej Stróżówki na Wyspie Miejskiej [Conciergerie
na wyspie Cite] lub z celi więzienia Bicetre i wiezionego na wózku.
Dźwięczały wesoło mieszki kamieniczników proponujących parapetowe
poduszki pod łokcie stałym klientom za darmo.
Brzmi niczym fragment z Katedry Marii Panny w Paryżu Wiktora Hugo. Lektura
Requiem to był piękny i nie tuzinkowy spacer po jednym z
najpiękniejszych miast, które podobnie, jak autor darzę ogromną
sympatią.
Podobnie, jak Paryskie pasaże
książka została bardzo starannie wydana przez Wydawnictwo Słowo, obraz,
terytoria. Wnętrze zdobią wklejane czarno-białe zdjęcia fragmentów
Paryża, o których na pierwszy rzut oka trudno powiedzieć, iż
przedstawiają Paryż, tak dalece odbiegają od naszych o nim wyobrażeń.
Czytałam zbór opowiadań "Dar anioła" i choć był zachwycający jak powyższa książka, to jednak zabrakło mi wiedzy. Wciąż za mało, by w pełni się zachwycić.
OdpowiedzUsuńDar Anioła zaczęłam czytać i odłożyłam (lektura mnie rozczarowała), to nie ta klasa co Requiem (oczywiście moim zdaniem)
UsuńJedna z moich ulubionych, szkoda, że autor gdzieś przepadł, a może ja na niego nie trafiam...
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc nie śledziłam dokonań autora. Natomiast z czytanych recenzji odniosłam wrażenie, iż Requiem (oba) są oceniane najwyżej. Już Dar anioła, czy Wokulski w Paryżu nie cieszą się takim zainteresowaniem, ale ponieważ sama nie przeczytałam, na Darze poległam, z Wokulskiego zrezygnowałam (zakupu) więc nie będę się dalej wypowiadać
UsuńSprostowanie pisząc oba Requiem miałam na myśli Requiem i Paryskie pasaże :)
UsuńTaką książkę trzeba by czytać na wycieczce do Paryża:)
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobry pomysł, kłopot w tym, iż książek o Paryżu, które dobrze jest przeczytać właśnie tam jest tak wiele, a limit bagażu ograniczony :)
UsuńChciałabym ją przeczytać. Wydaje się być interesująca :)
OdpowiedzUsuń