18 kwietnia 2012

Łuk Triumfalny Erich Maria Remarque

Wydawnictwo De Agostini Polska Rok wydania 2002 Napisana w 1945 r. Ilość stron-448 Poleconej mi w trakcie konkursu z Paryżem w tle książki Remarqua szukałam od pół roku. Po lekturze „Na zachodzie bez zmian” nie miałam wątpliwości, że Łuk tryumfalny muszę przeczytać. Dodatkowym argumentem za przeczytaniem była rekomendacja Nemeni, na której opiniach polegam prawie, jak na własnych. Paryż w powieści Remarqua nie jest to Paryż ckliwy, romantyczny, impresjonistyczny, rewolucyjny, Paryż z folderów katalogów biur podróży, czy Paryż, do jakiego przyzwyczaiła mnie dotychczasowa lektura powieści z miastem w tle. W „Łuku Triumfalnym” mamy do czynienia z Paryżem nocnych lokali, burdeli, nielegalnych uchodźców i legalnych imigrantów. A wszystko to dzieje się w przededniu wybuchu drugiej wojny światowej. Przełom roku 1938 i 1939 - w Niemczech rządzą naziści, w Hiszpanii – faszyści, w Paryżu niektórzy żyją złudzeniami i nadziejami, iż to wszystko „jakoś” się rozwieje, oni wietrzą świetny interes i zawierają kontrakty na dostawy broni i żywności, a jeszcze inni próbują korzystać z życia, ile się da, żyć na zapas. Polityczni uchodźcy żyją w oczekiwaniu na kolejną wojnę, która położy kres ich sytuacji zawieszenia pomiędzy uciekaniem, ukrywaniem się, a deportacją lub samobójstwem. Główny bohater, o przybranym nazwisku Ravic, jest niemieckim uchodźcą. Po ucieczce z obozu koncentracyjnego w Niemczech żyje w poczuciu tymczasowości, bez nazwiska, bez dokumentów, bez legalnego meldunku i bez prawa wykonywania zawodu, za to z bagażem traumatycznych. W zamian za niewielkie wynagrodzenie, nielegalnie, w zastępstwie francuskich lekarzy, wykonuje operacje. Pewnego dnia wracając do hotelu dla uchodźców spotyka Joannę, którą ratuje przed popełnieniem samobójstwa. Ich znajomość staje się początkiem uczucia. Okoliczności jednak nie sprzyjają pielęgnowaniu związku. Jak żyć normalnie, kiedy wszystko wokół zapowiada kolejną wojnę. Ledwie dwadzieścia lat minęło od poprzedniej, a już na horyzoncie pojawiają się czarne chmury nadciągającego faszyzmu. Bohaterowie świadomi czekającego ich kataklizmu są wobec niego bezsilni. Obezwładnieni obawą przed niewiadomą próbują korzystać z ostatnich dni wolności, normalności, codzienności. Próbują żyć normalnie, chodzą do knajp, kina, dokonują zakupów, jeżdżą na wycieczki, grają w kasynach, ale gdzieś w tle wyczuwa się napięcie i strach. Chwytają się zwykłych, banalnych spraw. Można odnieść wrażenie, że próbują wczepić się w te ostatnie chwile spokojnego bytowania pazurami i wyszarpać z nich tyle, ile się da. Remarque świetnie uchwycił nastrój ostatnich dni wolności i tej pozornej normalności. Łuk Triumfalny to powieść o ludziach i o mieście. Dla mnie bez Paryża historia Ravica i Joanny nie byłaby tak interesująca, a bez historii Ravica i Joanny Paryż nie miałby swojego uroku. Miasto i ludzie współtworzą tę powieść. Podobają mi się postacie bohaterów; żywe i pełnokrwiste, czasami irytujące, a czasami wzbudzające sympatię. Bohaterowie postawieni w sytuacji bez wyjścia walczą z losem, choć mają świadomość, iż jest to walka skazana na przegraną. A kiedy upadają, podnoszą się i walczą dalej. Choć są i tacy, którym zabraknie sił na powstanie. Momentami irytowało mnie zachowanie Joanny, ale z czasem zaczynałam je rozumieć. Podobają mi się także postacie drugiego planu; Morozow, Rolanda, Janek. Paryż jest tu obecny nie tylko nazwami ulic, pomników, budowli, miejsc, ale przede wszystkim jest tu klimat miasta. Choć jest to Paryż, jakby zasnuty mgłą i pajęczyną szarości (mimo występowania także słonecznych dni), to nie da się go pomylić z żadnym innym miastem. Akcja toczy się wokół Łuku Triumfalnego (pomnika zwycięstw Napoleona), Pól Elizejskich ze słynną kawiarnią Foucheta, Monmartru, Luwru, Lasku Bulońskiego, Ogrodów Luksemburskich. Remarque ukazuje także absurdy demokracji. Ravic jako nielegalny uchodźca nie ma prawa przebywania w Paryżu, ale nazistowscy „turyści” (czyt. szpiedzy) są tu mile widziani. Tytułowy Łuk Triumfalny to symbol nie tylko zwycięstw Napoleona, to przede wszystkim symbol triumfu człowieczeństwa nad bestialstwem i kolejny manifest przeciwko absurdowi agresji i totalitaryzmu. Wiek, w których przyszło żyć bohaterowi jest, jak sam mówi „najbardziej wszawym, splugawionym krwią, bezbarwnym, tchórzliwym, brudnym wiekiem”, a jednak zapytany, w jakim wieku chciałby żyć, gdyby mógł wybierać, odpowiada, że właśnie w tym. Na zakończenie jeden cytat na temat miłości: Miłość? Ileż to słowo oznacza. Od najlżejszej pieszczoty naskórka do największego podniecenia wewnętrznego, od tęsknoty za rodziną do śmiertelnego spazmu, od nienasyconej żądzy do walki Jakuba z aniołem. Oto idę- myślał- człowiek po czterdziestce, który przeszedł niejedną szkołę, nabył wiedzy i doświadczenia, padał i znów się podnosił, przepuszczony przez filtr czasu, zimny, krytyczny. Nie chciałem miłości, nie wierzyłem w nią, nie przypuszczałem, że ją jeszcze napotkam, a oto przyszła i całe moje doświadczenie i wiedza na nic, miłość pali mnie tylko mocniej. A cóż płonie lepiej w ogniu uczucia niż suchy cynizm i nagromadzone drewno krytycznych lat? Miłość nie zawsze jest radosna. … Dlaczego tak się z nami dzieje? I ja tego nie wiem. Może dlatego, że już nie mamy się czego trzymać. Przedtem miało się wiele rzeczy; bezpieczeństwo, podstawy, wiarę, cel, wszystkie te przyjazne podpory, na których można się było wesprzeć, kiedy nami wstrząsała miłość. Teraz nie mamy nic, najwyżej trochę rozpaczy, trochę odwagi, w wokoło nas i w nas obcość. Miłość pada na nią jak pochodnia na słomę. Nie ma nic prócz miłości, więc i ona jest inna, dziksza, ważniejsza, niszczy wszystko dookoła. Nie trzeba dużo myśleć, w ogóle w naszej sytuacji nie trzeba za dużo myśleć. Dla mnie to jedna z lepszych książek z Paryżem w tle. Moja ocena - 5/6

9 kwietnia 2012

Trucicielka - Eric - Emmanuel Schmitt


I udało mi się wreszcie przeczytać książkę, która mieściłaby się w III etapie - przy okazji - czy będzie jakiś kolejny motyw???

Ten niewielki tomik, zawierający cztery opowiadania, otrzymał w 2010 roku nagrodę Goncourtów.

Najbardziej podobało mi się opowiadanie drugie - "Powrót". Mężczyzna, marynarz dowiaduje się na morzu, że stracił córkę, niestety w informacji zabrakło imienia, co było o tyle istotne, że miał on córek cztery. O którą chodziło? Której byłoby mu najbardziej żal, a której utrata byłaby mu obojętna? Czy był / jest dobrym ojcem, co wie o swoich córkach? Czy coś jeszcze można naprawić?

Bardzo interesujący był pomysł na trzecie opowiadanie "Koncert Pamięci anioła" - dwóch rywali, tragiczne wydarzenie, później całkowita odmiana losów. Pomysł był świetny, jednak to, co się wydarzyło pod koniec oraz przemiana bohaterów - niezbyt wiarygodne.

Podobnie, jak przemiana bohaterki ostatniego opowiadania - "Elizejska miłość" - nie uwierzyłam w nią, w tą ohydną cukierkowatość zakończenia. A też się dobrze zapowiadało - pierwsza dama Francji ma dość plastikowego wizerunku swojego małżeństwa, zaczyna dziwną walkę o powrót do prawdy ... i tu mogło się skończyć, ale autor postanowił wpisać w to dramat i cudowną odmianę.

Dlatego tym lepiej wypada tytułowa "Trucicielka" (z pierwszego opowiadania) - jej metamorfoza, choć wydaje się szczera, pod wpływem pewnej informacji nie dochodzi jednak do końca - i to jest bardziej prawdziwe. Starsza kobieta, otoczona legendą, miejscowa "atrakcja turystyczna", zabiła swoich mężów i kochanka. Zabiła czy nie? Dlaczego nagle próbowała odwrócić swoje życie? Co wydarzyło się między nią i młodym nowym księdzem?

Wszystkie historie łączą dwie rzeczy - obsesja oraz postać świętej Rity - od spraw trudnych i beznadziejnych. Czy można żyć z obsesją i jej nie ulec? Czy raczej jest to sprawa beznadziejna? Przekonajcie się sami, jakich odpowiedzi udziela autor.

Mnie nie przekonał do siebie.

Tym, co lubią Schmitta, pewnie i tak polecać nie muszę, inni niech się sami przekonają!

2 kwietnia 2012

Germinal Emil Zola, czyli naturalizm w czystej postaci

Po przeczytaniu Wszystko dla pań nabrałam wielkiej ochoty na czytanie Zoli. Niestety w mojej bibliotece nie mogłam dostać takich książek jak: Brzuch Paryża, Nana, czy Kartka miłości. Chcąc nie chcąc wzięłam Germinal. Domyślając się treści z opisu fabuły szczerze przyznam, iż nie sądziłam, że lektura wywrze na mnie większe wrażenie. Górnicze osiedle gdzieś na francuskiej prowincji, bieda, nędza, walka o przetrwanie z dnia na dzień. Nie jest to temat, który zapowiadałby miłą, relaksującą lekturę. Tymczasem Germinal Zoli okazał się książką, której lektury nie zapomnę. Czytając ją odczuwałam podobne emocje, jak podczas czytania Nędzników Hugo, a to w moich ustach największy dla autora komplement, gdyż Hugo jest jednym z moich ulubionych autorów. Jest koniec XIX wieku. Do małego górniczego miasteczka Montsou przybywa bezrobotny maszynista Stefan. Stefan jest młody, silny i zapalczywy. Kiedy dostaje pracę w kopalni, w pierwszej chwili ma wrażenie, iż złapał pana Boga za nogi. Radość jest jednak krótkotrwała. W miarę poznawania warunków pracy i płacy Stefan przeżywa coraz większe rozczarowanie nie tylko pracą, ale także sobą i swoimi towarzyszami niedoli. Nieludzkie warunki pracy pod ziemią przy wynagrodzeniu, które nie pozwala na zapewnienie wyżywienia rodzinie, mimo, iż pracują nawet starcy i dzieci, powodują, że życie mieszkańców osady staje się wegetacją; ciężka ponad siły praca, spotkania w knajpie przy kieliszku i seks. Tam, gdzie jest bieda, tam rodzi się dużo dzieci, a wiek rozpoczęcia inicjacji seksualnej jest coraz niższy. Poznajemy życie codzienne górników i ich zwyczaje. Wielopokoleniowe rodziny żyją często w jednej izbie, a każdy członek rodziny ma swoje zadania do spełnienia. Życie tutaj jest bezwzględne w swym okrucieństwie. Nikt nie rozczula się nad chorobą, czy kalectwem, nie pracujesz, to nie jesz. Kiedy dziecko umiera trudno powiedzieć, czy matka rozpacza, czy raczej cieszy się, iż odpada jej jedna gęba do nakarmienia. Najważniejszy w rodzinie jest ten, który zarabia najwięcej, to jemu przypada w udziale kawałek mięsa w zupie i większa porcja chleba do pracy. Zupa z brukwi, wczorajszy ziemniak i kromka chleba to codzienne pożywienie górników i ich rodzin. Kimś ważnym w rodzinie jest dziadek, ale tylko tak długo, jak istnieje nadzieja, że otrzyma „emeryturę”. Kobiety są własnością mężczyzn, bo one nie zarabiają lub zarabiają dużo mniej. Sprzedawanie się kobiet nie jest tutaj niczym nagannym i często dzieje się za przyzwoleniem mężów, ojców lub matek.
Z drugiej strony Zola ukazuje życie pracodawców. Jest to życie w dostatku i luksusach; dwory, obfitujące we wszelkiego rodzaju bogactwa i przyjęcia, na których stoły uginają się od jadła (bażanty, trufle, kuropatwy). Choć środowisko pracodawców, akcjonariuszy i kierowników kopalń jest bardziej zróżnicowane niż społeczność górników. Deneulin, właściciel kopalni, jest człowiekiem kompetentnym i pracowitym, cieszy się pewnego rodzaju szacunkiem robotników. Dyrektor Hennebeau to bezwzględny karierowicz, traktujący robotników jako ludzi gorszych od siebie, niemal barbarzyńców. Rodzina Gregoire to zamknięci we własnym świecie ludzie żyjący z tego, co odziedziczyli, żal im nędzy robotników, uważają jednak, iż sami są sobie winni. Powieść Zoli pozbawiona jest upiększeń, jest naturalistyczna, momentami szokująca. Opis pastwienia się nad zwłokami sklepikarza napawa obrzydzeniem. Bohaterowie budzą współczucie, ale też grozę i przerażenie. Można współczuć górnikom, a jednocześnie ich postawy, ich filozofia życiowa, ich okrucieństwo sprawiają, że stają się oni dla nas odpychający. Ale z drugiej strony, czy tak podłe warunki egzystencji nie stanowią usprawiedliwienia dla okrucieństwa. Książka moim zdaniem w sposób mistrzowski ukazuje, do czego może doprowadzić człowieka skrajna nędza, głód i brak świadomości (wykształcenia). Mimo naturalistycznej brzydoty ludzkich zachowań i posępnego klimatu niesie ona jakieś optymistyczne przesłanie. Jakie? Zachęcam do przeczytania, bo ilu czytelników tyle odpowiedzi. Germinal to powieść wielopłaszczyznowa. Dla mnie to też książka o upadku idei, o samotności przywódców, a także o ludzkich charakterach, które ulegają wypaczeniom nie tylko w obliczu klęski, ale również, a może przede wszystkim w obliczu społecznego awansu (Chaval, Stefan). Przyznam szczerze, iż nie spodziewałam się, iż książka tak mi się spodoba. To kolejny argument na to, iż nie należy oceniać po pozorach. Moja ocena 5,5/6

1 kwietnia 2012

Baron i aktorka czyli "Kapitan Fracasse" T. Gautiera

Teofil Gautier przyszedł na świat w 1811 roku w Tarbes. Był francuskim pisarzem, poetą i dramaturgiem, zajmował się również krytyką literacką i teatralną. Był jednym z propagatorów hasła "sztuka dla sztuki" uważając, że najważniejsza w dziele jest jego artyzm, doskonałość formy a inne wartości, chociażby poznawcze czy polityczne są drugorzędne. Był romantykiem, chociaż w jego utworach mało było niesamowitości, tak charakterystycznej dla tego stylu literackiego. Jest autorem opowiadań fantastycznych, kilku powieści oraz libretta do baletu "Giselle".
Zmarł w 1872 roku, pochowany jest na cmentarzu Montrmarte w Paryżu. Jako ciekawostkę można podać fakt, że pomnik na jego grobie stworzył polski rzeźbiarz Cyprian Godebski.

Najbardziej chyba znanym utworem tego pisarza jest powieść przygodowa "Kapitan Fracasse". Bohaterem tej historii jest zubożały szlachcic baron de Sigognac. Pewnego jesiennego wieczoru do jego zrujnowanego zamku trafia trupa aktorów. Młody człowiek żyje w ogromnym ubóstwie - całe jego domostwo stanowi on sam, wierny służący, stary kot imieniem Belzebub i koń, tak samo zabiedzony jak jego pan. 
Przybycie aktorów wyrywa Sigognaca z życiowego marazmu. Pod wpływem urody jednej z aktorek, młodziutkiej Izabeli postanawia zostawić swoje niewielkie włości i udać się w podróż z wędrownymi artystami. Aby nie jeść za darmo chleba Sigognac proponuje swoją pomoc przy doborze repertuaru - posiadając niejakie wykształcenie i znajomość literatury ma zająć się dopasowywaniem istniejących sztuk do możliwości zespołu teatralnego z którym podróżuje. Początkowo wszystko idzie w miarę dobrze, jednak pewnej zimowej mroźnej nocy ma miejsce tragiczny wypadek - zamarza Matamore, jeden z członków trupy. Grał on charakterystyczną rolę żołnierza - samochwała, jedną z najpopularniejszych postaci commedia dell'arte. Bez niego przyszłość zespołu jawi się w czarnych barwach.
Sigognac postanawia odwdzięczyć się aktorom za ich przyjaźń i pod pseudonimem Kapitana Fracasse rozpoczyna swoją teatralną karierę. Coraz większym uczuciem darzy też piękną Izabelę...

"Kapitan Fracasse" to powieść przygodowo-awanturnicza. Są w niej pojedynki, porwania, nagłe zwroty akcji i niesamowite zbiegi okoliczności. Może dzisiaj nieco razić ckliwością i przewidywalnością jeśli chodzi o zakończenie, ale kiedy czytałam ją po raz pierwszy jako nastolatka byłam zachwycona. Autor ma bardzo klarowny styl, postacie, szczególnie te drugoplanowe, nie są jednowymiarowe a nawet najczarniejszy charakter potrafi się zmienić - piękna romantyczna i trzymająca w napięciu bajka.
W 1961 roku we Francji powstała ekranizacja tej powieści z najpopularniejszym wówczas aktorem kina francuskiego Jeanem Maraisem w roli Sigognaca oraz Genovieve Grad jako Izabelą (aktorka polskiej publiczności bardziej znana jest jako Nicole Cruchot, córka głównego bohatera cyklu filmów o żandarmie z St. Tropez). 

Jeżeli komuś podobali się "Trzej muszkieterowie" to i "Kapitan Fracasse" również powinien zyskać ich uznanie:)

Sigognac i Izabela w wersji kinowej