
Jak zaczęłam czytać "Króla z żelaza", tak "wsiąkłam", weszłam całkowicie w tamten świat. Ja chyba jednak jako gatunek najbardziej lubię książki historyczne! Uwielbiam te intrygi, te opsiy dawnego życia (im bardziej szczegółowe, tym lepiej), to, że tak naprawdę niewiele się zmieniło w ludzkiej mentalności.
Maurice Druon stworzył porywającą historię, uzupełniając suche notki kronikarskie. Skąd tytuł całej serii? W 1314 roku wielki mistrz zakonu templariuszy umiera płonąc na stosie. W ostatnich słowach przeklina tych, którzy do tego doprowadzili - papieża Klemensa, rycerza Wilhelma (który był głównym "przesłuchującym") i króla Francji Filipa Pięknego. Klątwa ma sięgać trzynastego pokolenia.
W pierwszym tomie widzimy końcówkę procesu templariuszy. Król Filip, zwany królem z żelaza, był władcą absolutnym, potrafił zdusić wszelkie próby buntu, nie wahał się nawet ukorzyć papieża, wszystko w królestwie działo się z jego rozkazu. Niestety, aby zapełnić skarbiec, dopuszczał się wszystkich sposobów - łupił i palił na stosach Żydów, fałszował pieniądze, nałożył wysokie podatki. Tylko templariusze, niezwykle bogaty zakon, byli od niego niezależni. Wydał więc im wojnę - wojnę "podchodową" - doprowadził do wielkiego procesu oskarżając ich między innymi o kontakty z diabłem. Wszelkie chwyty, aby zmusić rycerzy do przyznania się były dozwolone. Przyznam, że niektóre sceny tortur powodowały nieprzyjemne dreszcze.
Oprócz wątku głównego, mamy tu także intrygę poboczną - działania Roberta d'Artois, który chce odzyskać majątek utracony na rzecz ciotki - teściowej dwóch synów króla Filipa. W wyniku jego knowań, trzy młode kobiety - synowe królewskie, zostają skazane na dożywotnie więzienie. Czy jednak niesłusznie? Czy to, że stało się to w wyniku "prowokacji" usprawiedliwia je w jakiś sposób? Czy wreszcie Mahaut d'Artois dowie się, kto stoi za jej nieszczęściem?
I jest jeszcze jeden wątek, pozornie niezwiązany. To historia młodego Guccia Baglioniego, sieneńskiego bankiera z kompanii Tolomei. Przypadkowo staje się on kurierem, który dostarcza do Anglii do królowej Izabeli (córki Filipa Pięknego) korespondencję od Roberta d'Artois. Korespondencję, która wywoła potem wiele tragicznych wydarzeń. On też w drodze powrotnej przy próbie odzyskania zaległego długu poznaje młodziutką Marię de Cressay, co również będzie miało w przyszłości dość znamienne skutki.
Ale, przy okazji Guccia, mamy też niesamowity "smaczek" literacki. W czasie jednej z jego podróży za towarzysza ma Chellino da Boccacccio, bankiera z kompanii Bardich, który opowiada mu o swojej, skrywanej tajemnicą francuskiej kochance, z którą ma syna Giovanniego. Jak wiemy, Giovanni będąc już dorosłym, stał się wybitnym pisarzem, autorem słynnego "Dekameronu".
Jeśli ktoś jeszcze nie zna "Królów przeklętych", a do tego lubi przenieść się w czasie - polecam gorąco!
Ta recenzja wpisuje się w II etap (opublikowałam ją wczoraj, tylko zapomniałam jeszcze tutaj), a ja nie mogę się doczekać tematu kolejnego etapu :)

Kolejny temat już w trakcie przygotowywania ;) Akurat ten post organizacyjny wymaga ode mnie trochę więcej uwagi, także potrwa to nieco dłużej...
OdpowiedzUsuńSłyszałem o tej serii książek, ale szczerze mówiąc nie przepadam za takimi pozycjami. Zdecydowanie bardziej wolę poczytać coś z gatunku fantastyki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!:D
Femme - w takim razie czekam cierpliwie :)
OdpowiedzUsuńPaweł - w zasadzie część powieści historycznych ma wiele wspólnego z fantastyką - przecież w większości to wymyślone światy autorów :)))
Cykl ten czytałam w całości w zamierzchłych czasach i już niewiele pamiętam. Chyba tylko tyle, że cykl drastyczny bardzo, ale ja też książki historyczne lubię i kto wie, może jeszcze raz się skuszę, jeżeli tylko gdzieś zdołam książki pożyczyć. Dobrze też wspominam lekturę książki Zoe Oldenbourg "Glina i popioły". Polecam.
OdpowiedzUsuń